Leszek Michalik

Bóbr niszczyciel – czy też wytrawny budowniczy, który jest mistrzem małej retencji?

Pamiętam jeszcze czasy, kiedy o spotkanie z tym sympatycznym zwierzakiem było niezwykle trudno. Odeszły one na szczęście w niepamięć. Dziś na terenie powiatu kwidzyńskiego są one dość liczne. I choć są tacy, którzy twierdzą, że zbyt liczne, ja cieszę się z ich obecności i jestem przekonany, że jest ich w sam raz.


Piotr Opacian

Publikacja w nr 1/2020

Duża część kwidzyńskiej bobrzej populacji mieszka nad Wisłą. O poranku lub wieczorem wystarczy usiąść na ostrodze i trochę poczekać. Dość szybko zauważymy płynącego rzeką bóbreczka. Jeśli będziemy mieli szczęście, to będzie on ciągnął jakąś gałązkę ze świeżymi pędami i liśćmi, a może nawet wygramoli się na ląd nieopodal naszego miejsca obserwacyjnego, by trochę sobie ją poobgryzać. Na tak dużej rzece jak Wisła, inżynierowie-bobry nie budują oczywiście tam i żeremi; fizycznie nie jest to możliwe. Swoje domostwa konstruują w nadrzecznych skarpach. Kopią korytarze, których wyloty starają się umieszczać poniżej poziomu wody w rzece. Ma to im zapewnić bezpieczeństwo. My mamy ryglowane drzwi, które chronią nas przed intruzami, one zaś podwodne wejście i częściowo zalany korytarz, który prowadzi w górę do suchej komory mieszkalnej. Nie zawsze jednak tak jest, z powodu dużych wahań poziomu Wisły. W czasie „niskiej wody” wyloty korytarzy stają się widoczne, choć ciągle nie można się tam dostać „suchą nogą”. Często w ramach treningu „kajakuję” na Wiśle. Płynąc w miarę bezgłośnie blisko brzegu, regularnie zaskakuję bóbreczka siedzącego w wylocie korytarza do swojego domku. Prawie nigdy nie ucieka do wewnątrz – wprost przeciwnie, wskakuje do Wisły, choćby prawie pod kajak i znika pod powierzchnią wody z charakterystycznym pluśnięciem ogona. Plusk, czyli ogon bobra, jest płaski, szeroki i pokryty łuskami, przez co uderzenie o wodę jest głośne i ma ostrzec pozostałych członków rodziny.

To na pierwszy rzut oka nielogiczne zachowanie sugerować może, że nie chce zdradzić lokalizacji swojego domu i woli ryzykować nurkowanie, nawet wprost pod intruza. Może również sugerować, że w opisanej sytuacji nie traktuje komory mieszkalnej za bezpieczne schronienie. Może to również zależeć od tego, co lub kto znajduje się w komorze mieszkalnej. Jeśli są tam młode, to sprawa wydaje się jasna. Ptaki zachowują się dokładnie tak samo – odciągają intruza od gniazda lub młodych, skupiając na sobie jego uwagę, często jeszcze udając zranienie. Behawioryzm, czyli zachowanie zwierząt, to ciągle otwarta księga. Ich anatomia przeanalizowana została w każdym szczególe – wystarczy „pociąć” kilka osobników i wszystko jest jasne. Poznanie z kolei ich zwyczajów, to lata obserwacji w danej lokalizacji, a potem na dodatek okazuje się jeszcze, że ten sam gatunek w innej lokalizacji zachowuje się już trochę inaczej.

Te informacje są ważne, by zrozumieć absurd posądzania bobry o rozkopywanie i niszczenie wałów przeciwpowodziowych. Ten „bobrzy wandalizm”, choć już nie w takiej skali co jakieś 10 lat temu, ciągle trafia do opinii publicznej jako przyczyna uszkodzenia wałów przeciwpowodziowych kiedy lokalne, czy też centralne władze nie są w stanie sprostać powodzi. Dowiadujemy się wtedy, że wały przeciwpowodziowe są zadbane, przeznacza się na to spore pieniądze, a złośliwy bóbr niszczyciel na przestrzeni jednego sezonu tak je porył, że musiały poddać się wodom powodziowym Wisły. Na szczęście dla bobrów tych powodzi jest coraz mniej, a jeśli już są, to na mniejszą skalę.

Bóbr łączy operowanie na lądzie z zagrożeniem swojego bezpieczeństwa, dlatego jeśli wychodzi na ląd, to robi to w nocy. Stara się zawsze mieć „pod ręką wodę”, do której może szybko wskoczyć i ukryć się przed zagrożeniem. W tym celu buduje kanały i podnosi poziom zbiorników wodnych. Kuriozalne jest dla mnie więc, wręcz humorystyczne wyobrażenie sobie bóbreczka, który wędruje po lądzie do oddalonego np. o sto metrów od Wisły wału przeciwpowodziowego, żeby tam… no właśnie, żeby tam co? Rozkopać wał dla draki? Zbudować dom, do którego będą prowadziły odsłonięte korytarze, czyli dom o wątpliwych walorach bezpieczeństwa? Bobry oczywiście również migrują, w poszukiwaniu atrakcyjnych terenów. Ale… może są ambitne, zamiast po prostu przejść przez wał pod osłoną nocy, przez wiele dni drążą w wale tunel, by w ten sposób przedostać się na drugą stronę?

Opuszczając tereny nadwiślańskie przyjrzyjmy się pozostałym obszarom naszego powiatu. Śladów po bobrzej działalności jest dużo. Widzimy małe spiętrzenia wody, podcięte drzewa i poobgryzane kawałki gałęzi, ciętych na długość około 40-50 centymetrów. Białe okorowane patyki unoszą się na wodzie, bądź to leżą na brzegu. Wszystkie te ślady związane są albo z ciekami wodnymi, począwszy od Liwy, a kończąc na rowach melioracyjnych, albo z małymi zbiornikami wody stojącej, takich jak stawy lub zagłębienia śródpolne. Często wielkość populacji bobrzej jest zawyżana, ponieważ ślady ich działalności są dość trwałe. Powalone drzewa pozostają na długo świadkiem ich bytności, nawet jeśli rodzina bobrza już dawno przeniosła się na inne tereny. Podetną to tu kilka drzew, to tam, a zła fama idzie w świat. Nad tym, że powalone drzewa stają się bardzo cennym elementem lokalnego środowiska nikt się nie zastanawia, pozostaje w pamięci tylko bóbr niszczyciel. Jak nazwać więc wycinanie wzdłuż rzek szpalerów wierzb na odcinkach nawet kilkuset metrów przez człowieka? Oczywiście zrównoważonym, przestrzennym planem zagospodarowania środowiska naturalnego…

To drzewo, które bobry tak niszczą, jest często wykorzystywane do budowania tam. Bóbr generalnie robi wszystko, by nie dopuścić do odpływu wody z terenu, który zajął. Tworzy małą, lokalną retencję i to bez pobierania żadnych opłat za jej zbudowanie i utrzymanie. Robi to, co jest w obecnych czasach tak ważne. I na co przeznacza się duże pieniądze, by wspomnieć choćby projekt Wód Polskich – Stop Suszy! Powstrzymanie odpływu wody z danego obszaru wspomaga rozwój roślinności wraz z drzewami, jeśli ich człowiek nie wytnie. Jest to wynikiem utrzymywania sprzyjającego roślinom – czytaj wystarczająco wysokiego – poziomu wód zaskórnych, czy też inaczej zwanych wód przypowierzchniowych. Głęboka melioracja, czyli pogłębianie rowów odpływowych, powoduje wysuszanie terenu, ponieważ woda szybko ucieka ze zlewni i w konsekwencji tego, poziom wód zaskórnych opada. Rolnik narzeka na suszę, na to, że na polach nic mu nie chce rosnąć, ale przedtem wygonił ze swojej okolicy bobry, ponieważ ich działalność sprawiła, iż skrawek pola graniczącego z dolinka zajętą przez bobry, stał się lekko podmokły.

Lokalna mała retencja nie tylko wspomaga człowieka. Wspomaga również, czytaj wzbogaca, florę i faunę. Zaczyna się od „zieleninki” i małych bezkręgowców. To początek łańcucha pokarmowego. Kończy się na największych przedstawicielach naszej lokalnej fauny. Na Facebooku w grupie Kocham i Lubię w Kwidzynie swoją historię o pewnym zbiorniku rozpocząłem od noclegowiska żurawi. Wymieniliśmy kilka zdań z panią Justyną Liguz o mniejszej ilości żurawi w naszej okolicy w ostatnich latach. Rzadziej zakładają gniazda. Ja się im nie dziwię. Sucho wszędzie, głucho wszędzie…, a bóbreczki wynocha… Co możemy jeszcze zrobić, aby ludzie zaczęli myśleć?