Sun Kil Moon z okolic Szubina

W drugiej połowie 19. wieku setki tysięcy mieszkańców przeludnionej Europy emigrowało do obu Ameryk z nadziejami na poprawę losu, własny kawałek ziemi i nowe możliwości. Była wśród nich również ogromna rzesza Polaków z terenów wchodzących w skład ówczesnych wschodnich prowincji Prus. Szczęście za oceanem budowali mozolnie także przodkowie Marka Kozelka, amerykańskiego muzyka, który wydał niedawno swoją trzynastą solową płytę z kompozycjami Isaaca Hayesa.


Arkadiusz Wełniak

Publikacja w nr 1/2020

Rodzina Koziełków wzmiankowana jest w metrykach kościoła św. Marcina w Szubinie w okresie, gdy miasto i okoliczne wsie wchodziły jeszcze w skład dóbr hrabiego Stanisława Mycielskiego. Koziełkowie byli na majątku w podszubińskim Wolwarku, gdy przyszła administracja pruska z delegowanym burmistrzem Hoffmannem, kiedy do miasta wkroczył oddział powstańczy Krupeckiego i wówczas gdy przechodziły w pobliżu wojska napoleońskie. W 1815 roku Szubin awansował do rangi miasta powiatowego, a wśród zagrodników i chłopów z pobliskiego Wolwarka wymieniani są bracia Wincenty, Albert, Jan i Józef Koziełek. Każdy z nich dorobił się po reformie rolnej własnej zagrody i kawałka pofolwarcznej ziemi, ale i całej gromady dzieci, oczekujących na to, co odziedziczą po ojcu.

W marcu 1825 roku Józef Koziełek z Wolwarka poszedł do plebana w Szubinie ochrzcić trzeciego syna, który otrzymał imię Jan Józef. Utworzona w szybko zaludniającej się wsi szkoła powszechna w następnej dekadzie naprędce uczyła więc czytania, pisania i modlitwy dorastających Koziełków z Wolwarka – Janów, Wojtków, Szymonów, Katarzyn i Bernadetek. Młody Józef przejął skromną część gospodarki i mając lat niespełna 21 pojął za żonę Petronellę, córkę sąsiada Szymona Domińskiego. Czasy szły wszak niespokojne. Z Poznania i Berlina nadchodziły wieści o wojnie i rewolucyjnym wrzeniu. Kolejne pokolenie Koziełków trzymało się jednak jeszcze Wolwarka i prowincjonalnego Szubina, dziewczęta szły za mąż za gospodarzy z Kornelina albo fornali z Mąkoszyna, a młodzi pracowali u okolicznych, zamożniejszych gospodarzy. Byli i tacy, którzy szukali szczęścia w Bydgoszczy lub jeszcze dalej, we Wrocławiu. Józef Koziełek doczekał wreszcie pierwszego syna Michała, potem kolejnego Jakuba i u schyłku swojego krótkiego życia jeszcze dwóch kolejnych – Szymona i Andrzeja.

Polscy emigranci wyjeżdzający z dworca Mysłowice przez Hamburg do Ameryki
Polscy emigranci wyjeżdzający z dworca Mysłowice przez Hamburg do Ameryki

Kiedy schorowany gospodarz umierał w swoim domu, to w pobliskim Nakle na stacji kolejowej odprawiano kolejny transport rekrutów na wojnę z Francuzami. W Szubinie byli i tacy, którzy twierdzili, że prawdziwe szczęście czeka w Ameryce. Miał to poświadczać list syna akuszerki z Kcynii albo informacje jakiegoś dalekiego kuzyna, który gospodarzył w Wirginii na urodzajnej ziemi. Bracia Koziełek spieniężyli więc ojcowskie morgi, wyprzedali to co mogli i z grupą kilkudziesięciu im podobnych ruszyli do Bydgoszczy i dalej do Berlina, żeby stamtąd dotrzeć do portowej Bremy.

Liniowec Kampanii Norddeutscher Lloyd wypełniony poszukiwaczami lepszego życia przybił wczesną jesienią 1873 roku do tej Ziemi Obiecanej. Przepustka do tej Ameryki za bramami Ellis Island i nowojorskim portem musiała wyglądać dla wielu gorzko. Kilkanaście miesięcy później, tą samą drogę przebyła wdowa Petronella Koziełek wraz z córką i młodszymi synami. W 1875 roku rodzina w komplecie osiadła w zachodniej części robotniczego Chicago, wśród tysięcy innych emigrantów z tej części Europy. Przez następne dwie dekady docierali do nich bliżsi i dalsi członkowie rodziny Koziełków z powiatu szubińskiego i tucholskiego, zasilając początkowo krąg nisko opłacanych robotników dniówkowych. Zachowując hermetyczny charakter wchodzili w związki małżeńskie z Polakami pochodzącymi często z tych samych stron. Najpierw starszy z braci Koziełków pojął za żonę Józefę, urodzoną pod Kościerzyną. Potem Jakub Kozielek związał się z owdowiałą Józefą Dzikowską ze Szlapków, która zmarła nieszczęśliwie zaraz po narodzinach najstarszego syna. Osierocony Wojciech (Albert) został wychowywany już przez drugą żonę Jakuba – Annę z domu Neumann. W kościele po wezwaniem Stanisława Kostki w Chicago ochrzczone zostały następne dzieci z tego związku: Frank, Feliks, Marta, Vincent, Joseph, Mary i urodzony w 1890 roku Edward Joseph. Ten ostatni, uczestnik walk we Francji podczas pierwszej wojny światowej, również zawarł związek z Polką Marią Piasecką, córką polskiego rzemieślnika z poznańskiego.

Aktu zgonu Petroneli Koziełek
Aktu zgonu Petroneli Koziełek

Czasy wielkiego kryzysu wymusiły na Edwardzie Koziełku wyjazd z Chicago do Massillon niedaleko Cleveland. W tym samym roku zmarł senior rodu Jakub Kozielek, a w metryce zgonu wpisano amerykańskim zwyczajem ogólnikowo: „birthplace: Poland”. W Massillon – niewielkim przemysłowym miasteczku, znanym z portu rzecznego i fabryki sprzętu ciężkiego, Edward Kozielek (wpisywany już wówczas zresztą jako „Kozelek”) doczekał piątki dzieci. Najstarszy z synów Leonard Joseph zginął 7 grudnia 1941 roku podczas ataku na bazę Pearl Harbor. Młodsze rodzeństwo pozostało po wojnie w Ohio, a sam Edward zmarł w sędziwym wieku w Massillon. Przed śmiercią miał okazję świętować narodziny swoich wnuków w tym Marka Edwarda urodzonego 24 stycznia 1967 roku w tymże Massillon. Tenże w połowie lat osiemdziesiątych wyruszył do słonecznego San Francisco, gdzie rozpoczynał karierę muzyczną z zespołem rockowym Red House Painters. Mark Kozelek gitarzysta i wokalista nagrywający także pod pseudonimem Sun Kil Moon należy dziś do najważniejszych (choć może nie do końca docenianych) amerykańskich songwriterów. Wielu krytyków uznaje go za epigona Boba Dylana i Neila Younga i nurtu muzyki drogi, za ucznia Bruce Springsteen’a. Twórca lub współtwórca kilkudziescięciu albumów nagrywanych w różnych konstelacjach i pod różnymi nazwami. Albumy solowe, wydawnictwa Red House Painters, Sun Kil Moon czy te wydane z twórcami altcountry Jimem White, Phoebe Bridgers, z mistrzem nastrojowej elektroniki Jimmy La Valle czy z progmetalowym zespołem Jesu brzmią wyjątkowo. Wyjątkowa to muzyka – bo który wrażliwiec jest w stanie przejść obok takiego „Benji” czy kozelkowych aranżacji klasyków Isaaca Hayes’a. Siłą muzyki pozostają autorskie teksty Kozelka, przepełnione tęsknotą i smutkiem, symbolicznie nawiązujące często do polityki, nierówności społecznych. Mimo szeregu kontrowersji wokół jego scenicznych zachowań i niektórych wypowiedzi nie sposób przejść obojętnie obok jego muzycznej twórczości.

Koncert Sun Kil Moon w Paryżu w 2014 roku. Fot. Dirk Haun

Mark Edward Kozelek, prapraprawnuk Jana Kozielka gospodarza spod Szubina, wspominał podczas koncertów w Polsce, że ma polskie korzenie, ale próżno w wywiadach i Internecie znaleźć cokolwiek więcej. Kwerenda genealogiczna kosztowała mnie trochę czasu, ale czego nie robi się kochając i szanując muzykę pisaną przez duże „M”. Tablicę genealogiczną wysłałem samemu zainteresowanemu na adres wytwórni (z prośbą o dostarczenie). Może jakoś to do niego dotrze, może na następnym albumie Kozelka albo Sun Kil Moon pojawi sie utwór „Petronella”, „Train from Poland” albo „Road to Wolwark”. Wierzę, że Kozelek ma nadal skrawek polskiej duszy i ta również w jakimś stopniu nadaje ton jego utworom i tekstom.